DAO – zdecentralizowane przedsiębiorstwo
Poruszając się alejkami blockchainowego świata, natkniesz się na całą masę kilkuliterowych akronimów, za którymi stoją całkowicie nowe koncepty. W poprzednich wpisach omówiliśmy sobie takie tematy jak tokeny ERC20, NFT czy DeFi, a dzisiaj przyszedł czas na kolejny skrótowiec, jakim jest DAO. Z tego wpisu dowiesz się, co stoi za tymi trzema literami oraz czy duża firma może funkcjonować bez żadnej rady nadzorczej, ani prezesa.
Centralne planowanie
Zanim przejdziemy do wyjaśnienia czym jest DAO, warto zastanowić się przez chwilę, jak z grubsza działają obecnie przedsiębiorstwa. Nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem jeśli powiem, że każda klasyczna firma jest zarządzana w sposób scentralizowany. Oznacza to, że na jej czele stoi osoba lub grupa osób, która podejmuje najważniejsze decyzje, mające wpływ na funkcjonowanie przedsiębiorstwa. Możemy znaleźć firmy, gdzie ten proces jest nieco bardziej rozproszony, ale nie ma co liczyć na to, że każdy z pracowników będzie miał wpływ na wszystkie zmiany. Sam proces decyzyjny może wyglądać inaczej w przypadku różnych firm i duże znaczenie ma tutaj zarówno typ przedsiębiorstwa, jak i jego wielkość. Jednak w przypadku dużych biznesów całość wygląda mniej więcej w ten sposób:
Na czele firmy stoi tzw. rada nadzorca (ang. board of directors), która zbiera się od czasu do czasu, aby ustalić kolejne podejmowane kroki. Ostateczne decyzje zostają przegłosowane w wąskiej grupie osób, a ich rezultat trafia do prezesa firmy (ang. Chief Executive Officer, CEO), którego zadaniem jest wdrożenie wszystkiego w życie. Z wykorzystaniem dostępnych metod i ludzi, przekazuje on polecenia w dół swojego łańcucha zarządzania, aż zadanie trafi do odpowiedniej osoby, która zajmie się jego realizacją. Po pewnym czasie wszyscy rozliczani są ze swojej pracy i w razie niepowodzeń, wyciągane są konsekwencje.
Zdaję sobie sprawę, że powyższy opis jest sporym uproszczeniem, ale cały proces z grubsza tak wygląda. Czy takie podejście jest odpowiednie? Skoro firmy funkcjonują w ten sposób od niepamiętnych czasów, to chyba nie ma w tym nic złego? Odpowiedź brzmi: to zależy.
Jeżeli na czele przedsiębiorstwa stoją ludzie, którzy troszczą się o dobro firmy i dodatkowo znają się na danej branży, to biznes ma szansę się udać, chociaż będzie to oczywiście wymagało, aby osoby znajdujące się na pozostałych poziomach były również dobre i odpowiedzialne. Niestety nie zawsze tak to wygląda.
Zaczynając od samej rady nadzorczej, niekoniecznie znajdują się tam osoby, które powinny. Co więcej, często grupa ta ma na celu jedynie wyciągnięcie jak największych zysków z firmy i ucieczkę dalej. Wiele osób będzie zdziwionych takim stwierdzeniem, szczególnie jeśli prowadzą małe biznesy i oddają im całe swoje życie, ale niestety świat wielkich pieniędzy nie jest taki różowy, jakby się mógł wydawać. Dzieje się tak niestety coraz częściej, szczególnie w czasach, gdy tzw. ‘firmy zombie” mogą liczyć na niewyczerpany kapitał.
Oczywiście nie dotyczy to wszystkich przedsiębiorstw. Ale nawet w tych, gdzie rada nadzorcza funkcjonuje jak należy, działanie pozostałych poziomów firmy może doprowadzić do złych rezultatów. Same decyzje mogą być źle zrozumiane przez CEO, co w konsekwencji przełoży się na nieprawidłowe działania. I co z tego, że konsekwencje zostaną w przyszłości wyciągnięte, skoro zmarnowano czas, który już nigdy może nie zostać odrobiony.
Nawet jeśli ludzie są w porządku, to zawsze może wystąpić jakaś nieprzewidziana sytuacja. Dyrektor operacyjny jadąc na spotkanie zginął w wypadku? Brutalne, ale taka jest rzeczywistość i różne sytuacje zdarzają się w życiu. Nie mówiąc już o samym poleceniu, które może zostać zinterpretowane inaczej przez różne osoby. Jeżeli nie wiesz o czym mówię, to przypomnij sobie, jak wygląda gra w głuchy telefon, a wtedy nie będziesz miał wątpliwości, że najprostsze polecenie może przemienić się w coś zaskakującego. Wystarczy jedynie stworzyć odpowiednio długi łańcuch ludzi.
Oczywiście można tworzyć odpowiednie mechanizmy i struktury, które w razie różnych sytuacji wdrożą odpowiedni plan działania. Jednak nie da się przewidzieć wszystkiego, a sam proces może doprowadzić do jeszcze większego zagmatwania całego łańcucha decyzyjnego. I nie zrozum mnie źle, ponieważ nie uważam, że każde scentralizowane zarządzanie jest nieodpowiednie. Ale skoro istnieje tyle problemów, to warto chociaż rozważyć inną opcję, szczególnie że gotowe rozwiązanie jest na wyciągnięcie ręki.
Kiedy decyzja ma znaczenie…
Nowy koncept prowadzenia przedsiębiorstwa może wydawać się na pierwszy rzut oka dziwny. Nic w tym nadzwyczajnego, ponieważ jesteśmy przyzwyczajeni do sytuacji, w której firmy zarządzane są w sposób autorytarny. Jednak zmiana tego systemu na zdecentralizowaną demokrację może spowodować zaskakująco pozytywne efekty. Tym sposobem dochodzimy do DAO, czyli Decentralized Autonomous Organization lub mówiąc po polsku Zdecentralizowanej Autonomicznej Organizacji. Chociaż demokracja nie jest systemem idealnym, to zastosowanie jej wraz z blockchainem, daje zaskakujące rezultaty. Dowodem na to jest protokół Compound [4], który pokazuje, że DAO może sprawnie funkcjonować. Czym zatem jest to rozwiązanie?
Wyobraź sobie firmę, w której każda decyzja musi być poddana głosowaniu, do którego uprawnione są wszystkie zainteresowane osoby. Od samego początku cały proces jest przejrzysty i nie ma możliwości jakichkolwiek manipulacji. Wszyscy uczestnicy wiedzą dokładnie nad czym głosują, a podjęta decyzja jest wiążąca i jedyna możliwość, aby się z niej wycofać, to przeprowadzić kolejne głosowanie. Każda osoba na świecie ma możliwość spełnienia warunków, pozwalających na proponowanie zmian, a następnie na ich przegłosowywanie. Co więcej, każda wdrażana decyzja jest niewrażliwa na niedogodności związane z błędami ludzkimi, ponieważ odpowiada za nią wcześniej przygotowany kod. Jeżeli jesteś w stanie wyobrazić sobie taką sytuację, to voilà, bo właśnie zdefiniowaliśmy DAO.
Żeby lepiej zrozumieć takie podejście, to porównajmy DAO do tradycyjnego modelu zarządzania przedsiębiorstwem, opisanego w poprzednim rozdziale. Rolę rady nadzorczej pełnią wszyscy zainteresowani użytkownicy. Póki co pomińmy kwestię, jak zostać taką osobą, wrócimy do niej za chwilę. Każdy członek tej grupy może zaproponować reszcie zmianę, która wpłynie na działania firmy. Przykładowo – może to być propozycja podwyższenia płac wszystkim zatrudnionym. Wraz z sugestią, osoba ta musi dostarczyć kod, który będzie można wykonać, kiedy głosowanie zakończy się sukcesem. Całość umieszczona jest, jakżeby inaczej, na blockchainie, przez co od samego początku wszyscy mają pewność nad czym debatują i wiedzą, że w trakcie nie zmienią się zasady gry. Jak możesz się domyślać wszystko oparte jest o smart kontrakty.
Jeżeli głosowanie przejdzie, to dowolna osoba może zatwierdzić zmianę, która automatycznie zostanie wdrożona. Z tego powodu nie ma potrzeby zatrudniania CEO lub innego menadżera odpowiedającego za wdrażanie decyzji. Jeśli głosowanie zakończy się porażką, wtedy propozycja przepada i nie ma możliwości, aby ktokolwiek ją zainicjował.
Jak widać, cały proces jest bardzo prosty i krótki. Zawiera maksymalnie trzy kroki: propozycję, głosowanie oraz wdrożenie decyzji. W porównaniu do tradycyjnego modelu, gdzie niektóre polecenia muszą przejść przez kilkanaście szczebli, a czasem jeszcze zostają odbijane w tę i z powrotem, jest to znaczne usprawnienie. Oczywiście specyficzne DAO może być bardziej skomplikowane, a dokładne reguły zależą od implementacji, jednak zasady zawsze są podobne.
Pozostała jeszcze do wyjaśnienia kwestia osób uprawnionych do głosowania. Zasada jest bardzo prosta i jak to często bywa w blockchainie, uczestniczą w tym kryptowaluty. Każdy posiadacz tokenów związanych z konkretnym DAO może uczestniczyć w głosowaniach. Jest to świetny przykład pokazujący, że kryptowaluty to nie tylko czysta spekulacja, ale rozwiązanie, które niesie za sobą prawdziwą użyteczność.
W najprostszym przypadku jeden token to jeden głos. Im więcej kryptowalut dana osoba posiada, tym ma większą ma siłę przebicia. W tej chwili może zapalić Ci się czerwona lampka, ponieważ prowadzić to może do centralizacji decyzji, co jest oczywiście prawdą. Wrócę za chwilę do tego problemu, ale najpierw warto podsumować największe plusy DAO.
Niekwestionowaną zaletą takich rozwiązań jest brak potrzeby zaufania jakiejkolwiek trzeciej stronie. W języku blockchainowym taką sytuację nazywamy “trustless”, co nie oznacza, że rozwiązanie jest niegodne zaufania, a chodzi jedynie o to, że wszystko możemy sprawdzić sami, a nie polegać na czyimś słowie. W tym wypadku chodzi o wyeliminowanie potencjalnych problemów związanych z czynnikiem ludzkim, jakim jest rada nadzorcza albo CEO lub inny management, ponieważ wszyscy oni zastąpieni są poprzez łatwo weryfikowalny kod, który zawsze zachowa się zgodnie z tym, jak został napisany. Co więcej, nawet jeśli główny deweloper rozwijający projekt odejdzie, to każda inna osoba wciąż może zaproponować zmiany, które rozwiną produkt.
Kolejną ogromną zaletą jest fakt, że DAO nie może zostać zamknięte przez żadną zewnętrzną organizację. Nie ma możliwości, aby przyszedł urząd lub inna rządowa organizacja i nakazała wyłączenie protokołu. Chociaż w teorii można by pozyskać większość tokenów związanych z danym DAO i przeprowadzić głosowanie nad decyzją związaną z zamknięciem protokołu, jednak wykonanie czegoś takiego, w przypadku dojrzałego protokołu, jest praktycznie niemożliwe.
Ostatnią zaletą, o której warto wspomnieć jest otwartość DAO. Jeżeli dana osoba zainteresowana jest jakimś rozwiązaniem i chciałaby się zaangażować w jego rozwój, to pierwszy raz w historii ma szansę mieć realny wpływ na rozwój produktów, w które naprawdę wierzy.
Zalet jest zdecydowanie więcej, a wiele z nich wynika z samego osadzenia tego rozwiązania na blockchainie, dlatego nie będę ich tutaj wymieniał. Jeżeli nie przekonują Cię te argumenty i uważasz, że takie podejście nie ma prawa działać, to warto zapoznać się z projektami, które funkcjonują tak od dłuższego czasu i to z dużym powodzeniem. O Compound już wspomniałem na początku, ale możesz jeszcze sprawdzić takie projekty jak Maker [5], Curve DAO [6], Uniswap [7], Aave [8] oraz Decentraland [9]. Jeżeli sądzisz, że są to tylko nic nieznaczące produkty dla blockchainowych geeków, to polecam poszukać informacji na temat obrotów oraz kapitału, jaki związany jest z nimi. Niejedna firma ze standardowego rynku chciałaby mieć takie wyniki.
Jeżeli już mowa o pieniądzach, to warto jeszcze zastanowić się, czy ktokolwiek na tym zarabia. Może i część osób tworzy produkty tylko dla idei, ale nie oszukujmy się, jest to zdecydowana mniejszość. Na szczęście DAO da się również połączyć z modelem biznesowym. Nie jest to wpis finansowy, więc nie będę rozwijał tutaj wszystkich możliwości, dlatego powiem tylko o dwóch.
Pierwsza z nich i chyba najbardziej oczywista, to wzrost wartości tokena, który używany jest w DAO. Oczywiste jest, że twórcy rozwiązania zostawiają sobie przynajmniej jakąś część kryptowalut. Wraz ze wzrostem ich wartości mogą upłynnić je na rynku i pozyskać nowe środki. Również inicjalna sprzedaż tokenów może przynieść niemałe korzyści.
Drugi sposób to np. pobieranie niedużej prowizji od akcji wykonywanych w obrębie DAO. W takim wypadku możemy zapewnić sobie ciągły przychód, a wraz z rozwojem ekosystemu, będzie on coraz większy. Oczywiście jeżeli DAO jest w 100% zarządzane przez kod, taka opłata mogłaby być zniesiona. Dlatego niektórzy twórcy mogą chcieć zrobić DAO na 99%, zabezpieczając w ten sposób swoje korzyści. Na szczęście zawsze można sprawdzić kod, który stoi za protokołem i upewnić się, co takiego skrywa. Czy każdy użytkownik chcący zaangażować się w dane DAO to zrobi? Szczerze wątpię, co nie zmienia faktu, że ma taką możliwość.
Zbyt piękne, by było prawdziwe
Jak to zazwyczaj bywa, nie ma rozwiązań doskonałych i nie inaczej jest w przypadku DAO. Pomimo ogromnych zalet, jakie za sobą niesie, istnieją również potencjalne problemy, których należy być świadomym. Zarówno twórcy aplikacji jak i użytkownicy powinni je poznać, zanim zdecydują się skorzystać z takich rozwiązań.
Pierwszy z problemów dotyczy samego głosowanie przy użyciu tokenów. Jak już wspomniałem, istnieje szansa, że ktoś przejmie wystarczającą większość tokenów, a tym samym będzie mógł wprowadzić w życie jakąkolwiek decyzję. Pomimo że technicznie nic nie stoi na przeszkodzie, aby coś takiego się stało, to na ten problem trzeba spojrzeć z nieco innej perspektywy i zastanowić się, czy osoba próbująca dokonać takiego czynu coś na tym zyska.
Na pierwszy rzut oka wydawać się może, że tak. Przecież zmieni cały protokół pod siebie. Tylko czy taki produkt wciąż będzie wartościowy dla użytkowników? Prawdopodobnie zanim jeszcze zmiany wejdą w życie, ludzie przestaną używać danego rozwiązania, co spowoduje całkowitą utratę wartości zarówno protokołu, jak i tokenów z nim związanych. Co z tego, że zainteresowany zmieni każdy najmniejszy detal projektu, jeśli nikt z niego nie będzie chciał korzystać. Bez efektu sieciowego, DAO jest tylko nic nieznaczącym skrótem. Także monopolista straci podwójnie, ponieważ również tokeny, które posiada stracą swoją wartość i nikt nie będzie chciał od niego ich odkupić.
Jeżeli już jesteśmy przy kryptowalutach… Ich zakup w celu zdobycia większości może wymagać ogromnych funduszy. Dla przykładu: kapitalizacja projektu Compound, na moment pisania tego artykułu, wynosi ponad 400 mln $. Oznacza to, że połowa tokenów jest warta 200 mln $. Przy czym jeśli ktoś próbowałby skupić taką ilość z rynku, to podbiłby ogromnie cenę i tym samym zwiększył ilość potrzebnych środków do przejęcia władzy. Oczywiście w przypadku nowych i małych DAO potrzeba znacznie mniej pieniędzy, jednak można śmiało stwierdzić, że dojrzałe projekty nie mają się o co bać. Dlatego sytuacja, w której ktoś przejmuje władzę w protokole można uznać za teoretyczną, ale mimo wszystko warto mieć ją w głowie.
Groźniejszy problem wynika z samej otwartości kodu związanego z DAO. Ponieważ wszystko jest publiczne, to nie tylko osoby chcące ulepszać rozwiązanie mogą zajrzeć do protokołu, ale również potencjalni atakujący. Jeżeli osoba taka znajdzie “dziurę”, to zamiast zaproponować zmianę, która ją załata, może ją wykorzystać i np. wykraść środki z protokołu. Niestety takie sytuacje zdarzają się od czasu do czasu, a jedną z pierwszych i bardziej znanych jest ta, związana z The DAO, gdzie haker wykradł ponad 60 mln $. Zdarzenie to doprowadziło ostatecznie do podziału blockchaina Ethereum na dwa: Ethereum oraz Ethereum Classic.
Za kolejną dużą wadę DAO może być uznany totalny brak tajemnicy biznesowej. W wielu przypadkach firmy pracują w ukryciu nad nowymi rozwiązaniami, żeby po latach wyjść na rynek z nowym produktem, na którym zbiją majątek. W przypadku DAO wszystko opiero się o kod, który jest publiczny, dlatego bardzo ciężko byłoby zachować takie tajemnice.
Jak widać, DAO ma pewnego rodzaju ograniczenia i problemy, jednak duża część z nich jest tylko teoretyczna. Mimo wszystko dobrze je znać, zanim podejmiemy decyzję o stworzeniu nowego projektu z wykorzystaniem tego podejścia.
Mam nadzieję, że powyższy wpis pomógł Ci zrozumieć kolejny blockchainowy koncept. W przyszłości zaimplementujemy razem proste DAO, ale już teraz zachęcam Cię do poszukania większej ilości informacji na ten temat i spróbowania czegoś na własną rękę. Tymczasem kończę dzisiejszy wpis i zapraszam na kolejny, w którym rozpoczniemy tematykę skalowalności blockchaina, czyli jednego z większych problemów dotykających Ethereum.